Przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że zarówno najnowsze wiadomości, jak i nasze ulubione przeboje są dostępne od ręki, błyskawicznie. Nowoczesna technologia pozwala na dostęp do wszelkich treści bez większych przeszkód. Służą nam do tego komputery, smartfony i inne urządzenia multimedialne.

Jednak starsi zapewne pamiętają jeszcze czasy, kiedy nie było Internetu, a do słuchania muzyki w domowym zaciszu służyły radioodbiornik i magnetofon. Wyobraźmy sobie, że przenosimy się czterdzieści lat wstecz.  Popularnymi źródłami ulubionej muzyki były wtedy nieliczne audycje radiowe i lokalne dyskoteki. Przeboje można było nagrać na kasetę lub taśmę z radia albo pożyczyć do skopiowania od znajomych. A co jeśli to wszystko nagle zabrać i ograniczyć? Tak właśnie stało się w Polsce pod koniec  1981 r.

Stan wojenny

Stan wojenny w Polsce wprowadzono 13 grudnia 1981 r. Komunistyczne władze zarządziły ograniczenia i tak nielicznych swobód obywatelskich. Na ulicach większych miast pojawiło się wojsko. Nie działały telefony i teleksy. Nie wolno było przemieszczać się z miasta do miasta bez specjalnych przepustek. Radio i telewizja przeszły pod kontrolę wojska. A działalność niektórych rozgłośni radiowych została zawieszona. Nadawany program ograniczono do reżimowej propagandy. Wprowadzono zakaz gromadzenia się bez pozwolenia. Dotyczył on nawet prywatnych mieszkań. Zawieszono możliwość organizacji imprez, zniesiono tajemnicę korespondencji. W godzinach od 22.00 do 6.00 rano w całym kraju obowiązywała godzina milicyjna.

Takie ograniczenie swobód spowodowało oczywiście powstanie podziemnych i nielegalnych organizacji, szczególnie w dużych ośrodkach miejskich. O działalności podziemnej „Solidarności” w czasie stanu wojennego powstało wiele opracowań i wydawnictw. Liczne są relacje represjonowanych przez komunistyczny reżim osób.  Możemy wysłuchać lub przeczytać o druku i kolportażu podziemnej prasy i ulotek. W tamtych burzliwych czasach rozpoczęły także swoją działalność  nielegalne rozgłośnie radiowe, poruszające bieżące sprawy społeczne i sytuację polityczną w kraju. Z tą oddolną aktywnością, będącą sprzeciwem przeciw deptaniu praw człowieka walczyły służby bezpieczeństwa Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej.

Milicja w czasie stanu wojennego, fot. Wikipedia

Spójrzmy jednak na okres stanu wojennego przez oczy młodych ludzi, którym zabrano wtedy pokaźny kawałek ich wolności. Komunistyczne władze ograniczyły dostęp do muzyki w radio. Nie można było wieczorem wyjść i spotkać się ze znajomymi. Zakazano organizacji dyskotek i podobnych imprez.   Wszystkie te ograniczenia stały się powodem do organizacji niecodziennego jak na jaworzyńskie realia przedsięwzięcia.

W Jaworzynie Śląskiej rozbrzmiało nielegalne radio

To nie żart. Podczas stanu wojennego w Jaworzynie Śląskiej działała nielegalna rozgłośnia radiowa. Grupa zapaleńców-radioamatorów wieczorami uruchamiała własnoręcznie wykonany sprzęt. Nadawano w paśmie fal ultrakrótkich, na częstotliwości pomiędzy 65, a 75 MHz. W jaworzyńskim radio można było usłyszeć ulubione przeboje Abby albo zespołu Queen. I to w czasach, kiedy tego typu działalność była nielegalna i tępiona przez bezpiekę. Ale skąd w ogóle wziął się ten pomysł?

Z pasji i z nudów

Jaworzyna Śląska to małe miasteczko. Łatwo można sobie wyobrazić, jak destruktywnie na młodzież miały ograniczenia stanu wojennego. I to w takiej mieścinie, gdzie dzieje się niewiele. Wieczorami nie było po prostu co robić. Pomysł na zbudowanie nadajnika radiowego pojawił się w głowie jednego z młodych mieszkańców Jaworzyny Śląskiej. Nasz główny bohater był uczniem klasy elektrotechnicznej w Szkole Zakładowej przy Kopalni Wałbrzych. Uczęszczał także na pozalekcyjne kółko dla radioamatorów, prowadzone (o ironio!) przez  byłego pracownika służb bezpieczeństwa.

Po lewej słuchawka ze starego aparatu telefonicznego, po prawej analogowe lampy elektronowe.

To właśnie dzięki osobistym zainteresowaniom, wiedzy zdobytej w szkole i na zajęciach dodatkowych, udało mu się skonstruować w swoim warsztacie nadajnik radiowy. Sprzęt powstał w zaimprowizowanym warsztacie, w piwnicy jednego z budynków  przy ul. Westerplatte. Bazą do wykonania sprzętu była bakelitowa obudowa od starego telefonu wojskowego na korbkę. Antena pochodziła z bliżej nieokreślonego samochodu. Za źródło dźwięku służył stary  mikrofon telefoniczny lub magnetofony szpulowe i kasetowe. Pomysł nadawania własnego radia spodobał się kolegom, którzy także zaangażowali się w projekt. Ale zanim radio zaczęło nadawać, trzeba było przetestować sprzęt.

Testy nadajnika

Przed otwarciem rozgłośni trzeba było upewnić się, że skonstruowany nadajnik ma odpowiednią moc oraz zasięg. Ale jak przetestować sprzęt, który wymagał stałego zasilania? W latach  80. nie było powszechnych dzisiaj powerbanków, czy wydajnych i poręcznych akumulatorów. Oczywiście dostępne były baterie, jednak ich dostępność, cena oraz jakość pozostawiały wiele do życzenia. Nasi radioamatorzy wpadli na doskonały pomysł wykorzystania zasilania z prądnicy motoroweru.

Nadajnik umieszczono na dwukołowej maszynie. Zasilanie poprowadzono z prądnicy, a kiedy sprzęt zaczął działać, maszyna ruszyła z ulicy Ogrodowej w kierunku wsi Nowice. Obraz pędzonego gruntową drogą młodzieńca  na motorze  z pewnością nie był niczym nadzwyczajnym. Jednak  umieszczona za nim tajemnicza aparatura i wykrzykiwane do mikrofonu aktualna pozycja oraz „Czy słyszycie mnie!?” z pewnością wprawiłyby i dzisiaj w konsternację przechodniów.  Niejedna przechodząca starowinka przeżegnałaby się i splunęła za lewe ramię na ten widok, a młodsi znacząco popukaliby się w czoło.

Wracając do testów – zasięg okazał się znakomity. Głos z nadajnika zanikał w odbiorniku dopiero, kiedy motorower prawie dojechał do Nowic. Oszacowano, że moc nadajnika to około 3-4 waty, co pozwoliło spokojnie pokryć zasięgiem prawie całą Jaworzynę Śląską.

Mamy własne radio!

Jaworzyńska stacja radiowa rozpoczęła nadawania na początku 1982 roku. Audycje były nieregularne, bez żadnego harmonogramu. Do mieszkania na II piętrze przychodzili wtajemniczeni koledzy z kasetami i taśmami i po dwie, trzy godziny wieczorem nadawano muzykę. Były to głównie przeboje nagrane wcześniej z radiowej „Trójki” bądź z innych źródeł. W małym miasteczku, w którym ze względu na stan wojenny nie działo się nic, taka inicjatywa była prawdziwym błogosławieństwem dla młodzieży. „- Fajnie wczoraj graliście”, „Super muzyka była, puszczajcie tego więcej.” To tylko niektóre z komentarzy, jakie dochodziły do naszych radioamatorów. W smutnej i szarej rzeczywistości PRL nawet dwie godziny przy zagranicznej i polskiej muzyce były momentem wytchnienia i relaksu.

Magnetofon MK 232P Automatic, spolonizowana wersja licencyjnego sprzętu Grundig. Na pierwszym planie stare lampy elektronowe.

Początkowo wiedza o radiostacji krążyła w gronie najbliższych znajomych, jednak z czasem rozeszła się szerzej. Nasi zapaleńcy nie kryli się ze swoim pomysłem wśród kolegów i koleżanek, jednak wszyscy wiedzieli, że tego typu działalność może narazić ich na kłopoty. I te kłopoty nadeszły. Z bardzo prozaicznego powodu.

Uprzejmie donoszę

Na początku 1983 do mieszkań konstruktora radionadajnika i jego kolegów, współautorów audycji, zapukali smutni panowie ze służb bezpieczeństwa PRL. Lokalna rozgłośnia radiowa zakończyła swoją działalność przez kilka nieopatrznych słów, które padły na antenie. Okazało się, że jeden z prowadzących audycje, będący jeszcze wtedy uczniem szkoły średniej, przekazał w eter kilka niepochlebnych słów o kierowniczce internatu przy jednej szkół z sąsiedniej gminy. Wiadomość ta różnymi drogami dotarła do adresatki, które realizując swój „obywatelski obowiązek” złożyła donos o funkcjonowaniu nielegalnej stacji radiowej w Jaworzynie Śląskiej.

„Dzień dobry! Czy Pan wie w jakiej sprawie?”

Takie pytanie usłyszał konstruktor sprzętu, kiedy w pewien piątek otworzył drzwi do mieszkania. Służby bezpieczeństwa odwiedziły tego dnia kilka młodych osób w Jaworzynie Śląskiej, które były bezpośrednio związane z działalnością amatorskiej rozgłośni. Nielegalny sprzęt został znaleziony w garażu jednego z kolegów i zarekwirowany. Służby zabrały także kasety i taśmy z nagraną muzyką. Wszyscy zostali „zaproszeni” na przesłuchanie w Komendzie Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej przy ul. Mazowieckiej w Wałbrzychu. Postawiony zarzut to skonstruowanie i posiadanie na terenie Jaworzyny Śląskiej i  Żarowa bez wymaganego zezwolenia radiowego aparatu nadawczego, czyli przestępstwo z art. 287 kodeksu karnego.

Zatrzymanych przesłuchiwano osobno i porównywano zeznania. Służbom bardzo zależało na tym, aby w działalność amatorskiego radia wpleść wątki opozycyjnej „Solidarności”. Na antenie jaworzyńskiej stacji rozbrzmiewały jednak jedynie muzyka i luźne rozmowy na tematy młodzieżowe. Wobec braku jednoznacznych dowodów na „wywrotową” działalność radioamatorów, w poniedziałek zwolniono wszystkich. Prokurator ukarał cztery osoby grzywnami w wysokościach 3 i 5 tysięcy złotych. Potraktowano całą sprawę jako chuligański wybryk.

Na tym jednak nasza historia nie skończyła się. Służby bezpieczeństwa bardzo starały się znaleźć jakiekolwiek dowody, które pozwoliłyby powiązać amatorskie radio z działalnością „Solidarności”. Przesłuchiwano w tym kierunku kolegów i koleżanki ze szkoły. Sprawdzano rodziców i wszystkie możliwe osoby, które mogły mieć potencjalny związek ze sprawą. Niestety, represje wpłynęły na niektóre więzi koleżeńskie. Rodzice naszych bohaterów także nie byli zadowoleni z uwikłania swoich podopiecznych w śledztwo służb. Niektórzy zakazywali kontaktów z kolegami.

Koniec sprawy?

Stan wojenny zakończył się po kilkunastu miesiącach. Ogólnopolskie stacje radiowe, w tym „Trójka” z powrotem rozpoczęły nadawania ulubionych przebojów. Zniesiono większą część ograniczeń swobód obywatelskich i wydawało się, że wszystko „wraca do normy”. To jednak tylko złudzenie. Służby bezpieczeństwa PRL nadal interesowały się naszymi bohaterami, a zwłaszcza konstruktorem nadajnika. W połowie lat 80. pracował już wtedy w Kopalni Wałbrzych jako elektrotechnik. Co jakiś czas kolega z prac lub przełożony, niby przypadkowo, pytali o zainteresowania związane z radioamatorstwem. Przypadkowe spotkania z milicjantem nie obywały się bez wypytywania i przypominania dawnej historii. Wszystko oczywiście „przy okazji”. Według akt IPN oficjalnie śledztwo zakończono dopiero w 1987 r., a Wojewódzki Urząd Spraw Wewnętrznych w Wałbrzychu zgromadził w tej sprawie akta złożone ze 158 kart.

Dzisiaj nie do pomyślenia byłaby podobna działalność. Szczególnie ze względu na rozwój technologiczny. Każdy z nas może ze swojego smartfonu przeprowadzić transmisję nie tylko głosową, ale z pełnym obrazem wideo. Nie ma takich ograniczeń, jakie wprowadzono podczas stanu wojennego, a i mnogość alternatyw w przypadku źródeł rozrywki jest oszałamiająca. Tym bardziej wysiłki naszych bohaterów zasługują na upamiętnienie, kiedy uświadomimy sobie, w jakich czasach przyszło im realizować swój szalony pomysł.

Co sądzą o tej historii jej bohaterowie po latach? Reagują  śmiechem, kiedy przypominają sobie kawalerskie wybryki z młodości. Mile wspominają czas spędzony przy konstruowaniu sprzętu i prowadzonych audycjach. Szczególnie, kiedy wspominają słowa wsparcia od ówczesnych słuchaczy. Machają ręką, zapytani o represje ze strony służb PRL. „Było, minęło” – mówią. Z pewnością jednak historia pierwszej i jak do tej pory jedynej prawdziwej rozgłośni radiowej w Jaworzynie Śląskiej zasługuje na zachowanie.

W artykule celowo nie podano imion ani nazwisk osób związanych ze sprawą.

Skip to content