Z przyjemnością prezentujemy pełną treść broszury, wydanej w 1983 r. przez Wojewódzki Dom Kultury w Wałbrzychu, poświęconej amatorskiemu teatrowi ludowemu „Jacy Tacy” z Piotrowic Świdnickich. Ciekawy materiał opisuje historię zespołu od pierwszych lat jego działalności, do lat 80. XX wieku.

Tekst redagowała Pani Joanna Kokocińska, a opracowaniem graficznym zajął się Pan Jan Szubiak.

JACY-TACY

W maju 1981 roku amatorski teatr ludowy „Jacy-Tacy” z Piotrowic uroczyście obchodził swoje 35-lecie. Dla uczczenia tego pięknego Jubileuszu wystawił sztukę Ryszarda Latki „Tato, tato, sprawa się rypła” w reżyserii Julii Budy. Odbyła się także uroczystość z udziałem władz kulturalnych województwa, na której pani Julii Budzie – „duszy” piotrowickiego teatru od samych jego początków – wręczono odznakę „Zasłużony Działacz Kultury” a teatrowi dyplom Ministra Kultury i Sztuki. Z pewnością zasłużone to laury dla działającego przez tyle lat i tak popularnego we wsi i okolicy zespołu!

A jakie były jego początki?

Wszystko zaczęło się od czytania książek w długie, wiejskie wieczory, gdy jeszcze nikt nie myślał o telewizji a i radio we wsi było rzadkością. Tak właśnie umilała wieczory swoim sąsiadom pani Julia Buda przed trzydziestoma laty, gdy wraz z rodziną osiadła tutaj, w Piotrowicach – wsi między Jaworzyną Śląską a Żarowem – przybywając z dalekiego Podhala w poszukiwaniu nowego domu. Jej rodzice założyli tutaj gospodarstwo, a ona rozpoczęła pracę w bibliotece w Strzegomiu. Potem pracowała w Jaworzynie Śląskiej prowadząc jednocześnie punkt biblioteczny w Piotrowicach. Bowiem zapotrzebowanie na książki we wsi rosło – i to dzięki pani Julii – gdyż sama dużo czytała i „zarażała” tą pasją innych, chętnie opowiadając swoje lektury. O tym jak interesująco musiała to robić niech świadczy fakt, że nie wiadomo kiedy stało się zwyczajem, że w długie wieczory sąsiedzi zaczęli przesiadywać u niej i czytała lub opowiadała im książki, rozmawiali o losach ich bohaterów, o życiu… Wreszcie kiedyś wpadli na pomysł przedstawiania swych lektur na scenie. Do zorganizowania amatorskiego teatru zabrały się z zapałem Julia Buda i jej koleżanka z rodzinnych stron – Aniela Dobosz. Miały one pewne doświadczenie w tej mierze, bo kiedyś same należały do amatorskiego zespołu artystycznego. Znalazło się wielu chętnych do pracy w teatrze. Gorzej było z repertuarem – nie można było zaczynać od dużych sztuk, trudnych do przedstawienia na scenie. Pani Julii przypomniał się spektakl, który widziała tuż po wojnie, w rodzinnej wsi. Jego autorem i zarazem wykonawcą głównej roli był mężczyzna, który przeżył obóz oświęcimski. Było to wstrząsające wydarzenie – tekst sztuki, choć nie zapisany, bardzo dobrze utrwalił się w jej pamięci. Przypomniała go sobie w Piotrowicach, trochę sama dopisała i już w listopadzie 1945 – po skończonych pracach polowych, w coraz dłuższe jesienne wieczory – zespól przystąpił do prób. Zima była dlań pracowita, a w marcu 1946 r. teatr po raz pierwszy wystąpił przed piotrowicką publicznością, którą stanowili wówczas nowi mieszkańcy wsi – polscy osadnicy, ludność niemiecka i stacjonujący we wsi radzieccy czołgiści.

W przedstawieniu zatytułowanym „Więzień oświęcimski” wystąpiło kilkanaście osób, wszyscy tak „wykuli” tekst, że nie trzeba było suflera… Sztuka był dość krótka, dwuodsłonowa, więc opracowano jeszcze kilka skeczów, krótkich dialogów, które pamiętało się z dawnych lat. Wszyscy widzowie byli wzruszeni, zachwyceni – zespół zaskarbił sobie sympatię całej wsi. I tak ze zdwojoną energią, pokrzepiony pierwszym niewątpliwym sukcesem, teatr rozpoczął swą systematyczną pracę. A oto tytuły pierwszych sztuk granych przez zespół: „ Zaloty na kwaterze”, „Zięć sołtysem”, „Halapacz i Halapaczka”, „Pieją koguty”, „Maciejowa jedzie na wesele”, „Macocha”, „Śluby panieńskie”, „Wianek”, Julia Buda była zarówno organizatorem, reżyserem, jak i autorem scenariuszy oraz scenografii (aktorzy sami wykonują scenografię, własnoręcznie szyją stroje).

Wtedy to jeszcze może było trochę ciężko, bo sama się tym zajmowałam. Później osiedlił się w naszej wiosce Paweł Popytak ze wschodu. Jak się dowiedział o zespole – dołączył do nas i potem został kierownikiem, reżyserem, suflerem – a ja zostałam tylko aktorką” – wspomina Julia Buda i można by pomyśleć, że została nieco odsunięta od spraw organizacyjnych – ale było zupełnie inaczej… Wszystkie próby odbywały się w domu pani Julii, bo miała duże mieszkanie, dom do dyspozycji. Tam też nadal czytało się książki do późna w nocy („czasem nawet krowy ryczały nie podojone” – wspominają), rozmawiało, zwierzało. Dobrze, że pani Julia miała wyrozumiałych rodziców… „Pamiętam, jak jeszcze w podstawówce uczyliśmy się tam tańczyć do późna w nocy” – wspomina długoletnia członkini zespołu Maria Stacherek. A sprzątanie po takich szaleństwach w domu spadało na Agatkę i ona nikomu nie miała tego za złe… (Agatką nazywali najpierw panią Julię członkowie zespołu, bo to jest mniej oficjalnie a zawsze też pozostawia trochę dystansu i nie pozwala na zbytnią poufałość, jak przy zwracaniu się do kogoś po imieniu. Teraz tak woła na nią cała wieś). Dzieci jedne przed drugimi chciały się popisywać przed nią wyuczonymi wierszykami,  „zanudzały” ją nawet wtedy, gdy zajęta była sprawami domowymi… I dziś na ulicy zaczepiają Agatkę pytając o nowe przedstawienia: czy zespół przygotowuje co nowego? A kiedy będzie występ? itp.

Było tylu chętnych do pracy w teatrze, bo nie było świetlicy, nie było klubu, nie było nic – cóż ta młódź wieczorami miała robić – nuda. A tak po prostu – rozrywka, miał człowiek gdzie pójść, gdzie się zatrzymać, posiedzieć w towarzystwie, porozmawiać – nie tylko o próbach. A potem pewna satysfakcja z występu, że się można pokazać. I to nie tylko u nas w wiosce – jeździliśmy po sąsiednich wioskach. Ludzie raczej mieli dobre zdanie o nas. Zespół utrzymał się przez tyle lat dzięki pani Julii…” mówi pan Józef Chromy, który wraz z żoną Janiną (było to zresztą małżeństwo zespołu)  występował wiele lat w zespole. Teraz zastępuje ich syn. Tak z pokolenia na pokolenie przechodzi tradycja uczestniczenia w pracy teatru. Jest we wsi kilka takich rodzin, w których najpierw dziadkowie byli aktorami, a teraz występują już ich wnukowie, jak np. rodzina Antczaków (wnuczka Zygmunta Antczaka występuje teraz w „Beniaminkach”). Młodzi, którzy parają się teatrem od dziecka twierdzą, jak Adam Grzęda – że mają po prostu taką potrzebę wewnętrzną… Każda rodzina osiadła w Piotrowicach ma lub miała swój udział w teatrze „Jacy-Tacy”.  Najdłużej pracowali w teatrze: Józef Knapczyk, Bronisław Mrozek, Anna Zacharewicz, Stanisław Szarek, Janina i Józef Chromy, Anna Makówka, Kazimierz Gajewski.

Po Pawle Popytaku zespołem kierował Piotr Gryndysa (ok. 1950 – 58 r.) wystawiając m.in. „Zemstę Cygana” i „Zięć sołtysem”. Po 1958 roku zespołem zajęła się znowu pani Julia Buda.

Teatr nie miał od początku nazwy: przyjął ją dopiero wtedy, gdy zaczął uczestniczyć w przeglądach powiatowych organizowanych dla tego typu zespołów amatorskich, tj. ok. 1967 roku. Nazwa „Jacy-Tacy” miała przypominać, że zarówno organizatorzy i pierwsi aktorzy zespołu, jak i w większości pierwsi osadnicy w Piotrowicach – to mieszkańcy dawnego województwa krakowskiego.

Przeglądy organizowane dla zespołów amatorskich cieszyły teatr, ale i często wpędzały go w kompleksy: gdy np. nie mieli czym pojechać na przegląd w Jaroszowie, to pojechali furmanką, a inne zespoły przyjechały samochodami… Wtedy ich to bardzo zawstydzało, choć dziś wspominają to trochę inaczej… Z reguły jednak cieszyli się sukcesami, jakie były ich udziałem w rywalizacji między wsiami. Przyznają wszakże, że teatr przeżywał i chwile zwątpienia. Na przykład: pojechali kiedyś na przegląd powiatowy ze sztuką pt. „Prezent z Paryża”. Sami przyznają, że nie wybierali do swego repertuaru sztuk o wyższych wartościach artystycznych – ale takie, które im dawały zadowolenie i potrafiły zabawić, zainteresować publiczność (zresztą nie pamiętają często autorów granych sztuk, sama wreszcie Julia Buda wiele napisała, pozmieniała, często też improwizują). A tu jury oceniło ich negatywnie: po pierwsze – teatr ze wsi wystawia „miejską” sztukę, a więc zganiono ich za dobór repertuaru, po drugie: nietrafnie obsadzone role itd. Ta ocena zraziła ich do pracy, czuli rozgoryczenie, pani Julia chciała zrezygnować z prowadzenia zespołu… Trudno było jednak rozwiązać teatr, gdy wszyscy byli tak przyzwyczajeni do jego istnienia. Zauważali jednak, że na przeglądach brakowało dla nich miejsca – przeważały zespoły estradowe. Nie mieli z kim się porównać, skonfrontować. I choć uważali, że „teatr zaczęto uznawać za gorszą formę kultury” postanowili nie zrażać się – zabrali się do dalszej pracy. Bo mieszkańcy Piotrowic zdążyli już przywyknąć do „swojego” teatru, do tego, że dawał kilka premier rocznie, że występował na wszystkich ważnych dla wsi uroczystościach. Domagając się coraz to nowych spektakli, dopingowali go do pracy. Dostarczał im przecież rozrywki i przyjemności, w nim sami mogli się sprawdzić. Tak jest do dziś i na nic telewizja i radio w domach – nadal „na dodatek” potrzebny jest im własny teatr! A od 1960 roku teatr ma we wsi „młodszego brata” – dziecięcy zespół „Bieniaminki” (28 osobowy). Z jego udziałem organizowane są wszelkie imprezy okolicznościowe: np. z okazji Dnia Kobiet, Dnia Matki, Dnia Nauczyciela… „Kiedyś to na Dzień Nauczyciela robiliśmy imprezę dla całej wsi, wielkie święto – kierownik szkoły płakał…” (rozmarza się pani Julia). „Każda klasa dawała swój program. Ja ich uczyłam. Już podczas wakacji o tym się myślało. Wtedy to była ścisła więź między szkołą a środowiskiem”.

„Beniaminki” wystawiały również bajki, m.in.: „Żołnierz i Królewna”, „Księżniczka Liliana”, „Obrazki z życia Królowej Jadwigi”, „Mogiła Wandy”, „Kopciuszek”. Niedawno zespół miał przygotować bajkę włoską, której tekst przygotowała Julia Buda. Okazało się jednak, że role są zbyt trudne do opanowania przez dzieci – przedstawią ją więc dorośli.

„Jacy-Tacy” chcą też przygotować nowe „Jasełka”, żeby znowu zebrać całą wieś na spektaklu, bo do tej pory co roku chodzili z kolędami po domach, lecz nie do wszystkich zdążyli dotrzeć, za co sąsiedzi obrażali się…

Każdy nowy tekst czytają uważnie, poświęcają wiele czasu na przygotowanie premiery. Cały ich wolny czas pochłania pasja tworzenia teatru, chcą ciągle doskonalić swój warsztat. Szukają kontaktów z teatrem zawodowym: bez tremy i z chęcią prezentują się przed zawodowymi znanymi i uznanymi aktorami – wszystko po to, by sprawdzić swe możliwości, nadal doskonalić się, by trochę podpatrzeć profesjonalistów i czegoś się od nich nauczyć, pozostając jednak sobą – aktorami teatru amatorskiego…

Po wielu latach swego istnienia, w maju 1980 roku zespół znów „pokazał się” na konfrontacjach w skali województwa – na I Wojewódzkim Przeglądzie Teatrów Amatorskich w Lądku Zdroju zdobył puchar RSW „Prasa-Książka-Ruch” za spektakl „Ciocie na wydaniu”. Sukces ten zmobilizował ich do dalszej pracy, czują się bardziej niż kiedykolwiek potrzebni w środowisku, robią ambitne plany na przyszłość…

Skip to content